czwartek, 9 lutego 2017

Wrony czarne, wrony białe

Islamska Republika Iranu łączy nowoczesną demokrację z religijną dyktaturą. Nowoczesna, bo jest prezydent, jest trójpodział władz. Demokracja, bo rządzący są wybierani w wyborach powszechnych. Dyktatura, bo nad tym wszystkim czuwa szyicki teolog, a bez jego woli i zgody sąd wyroku nie wyda, ustawa nie powstanie, a prezydent palcem nie kiwnie.

Pewien Irańczyk wystąpił z islamu i wyjechał na zachód by studiować prawo, pozostawiając w kraju dorobek rodzinny. Gdy po kilkunastu latach wrócił by przejąć dom po zmarłych rodzicach, okazało się, że ma on już nowego właściciela - państwo. Prawa do majątku stracił już przed laty, z chwilą wystąpienia z jedynej słusznej religii. Nie pomogła znajomość zachodniego, świeckiego prawa - Islam rządzi się swoim - prawem szariatu.

Słysząc Iran myślimy Irak. Irańczycy? Arabowie. Islamiści? Terroryści. Prawo szariatu? Zabić innowierców!
A już jechać tam? To szaleństwo.
Jadąc do Iranu warto wiedzieć, że zamieszkują go Persowie i że Państwo Islamskie tu nie dotarło. A będąc gośćmi należy przestrzegać prawa gospodarzy, a wtedy włos nam z głowy nie spadnie.

Iran wraz z mieszkańcami wydaje się być przyjaźnie nastawiony do turystów (poza obywatelami kilku krajów), o czym świadczy coraz łatwiejsza procedura wystawiania wiz a także rozpędzający się (choć wciąż pełzający) sektor turystyczny. I w tym, że jeszcze pełza, całe piękno!
Nowoczesność widać nie tylko w sejmie. Na ulicach spotyka się coraz częste przypadki łamania jakichkolwiek zasad przyzwoitości. Wrony (zdjęcia poniżej) zaczynają ustępować inwazji kolorowo ubranych (bój się Boga!) dziewcząt, którym (należy odwrócić wzrok) chustki zsuwają się z głów. Doszło do tego, że w miastach zdarza się zobaczyć bezwstydnie idącą za rękę parę. Wyzywająca, rozpustna, wulgarna, gorsząca, przebrzydła (...) młodzież.

Ten wyraźny bunt wśród młodych Irańczyków przekłada się na ciepłe przywitanie obcokrajowców, których to, szczególnie tych ze (zgniłej) Europy, chcą naśladować. Dzięki temu nie dostajemy z kamienia, a przeciwnie, otrzymujemy zaproszenie, poczęstunek, uściski, całusy i sesję zdjęciową.

O wronach słów kilka
W Iranie żyją 2 gatunki wron. Obszar występowania wrony czarnej, pospolitej, rozciąga się od morza Kaspijskiego po Zatokę Perską. Przemieszcza się szybko i jest płochliwa. Nie zmienia opierzenia na zimę. Na lato też nie..
Wrona biała to gatunek endemiczny, występujący jedynie w miejscowości Varzaneh, w centralnej części kraju. Kolor opierzenia jest uwarunkowany charakterystycznym dla danego terenu mocnym nasłonecznieniem - biały skutecznie odbija promienie słoneczne.

Wrony czarne pospolite





Biała wrona z Varzaneh



W Iranie nie ma dżungli, nie ma też specjalnie dobrego, azjatyckiego jedzenia, o drinkach nie ma mowy, nie ma też pięknych plaż, a na tych co są, kobietom nie wolno się opalać, do tego jest gorąco a trzeba nosić długie gacie.

W Iranie są góry i piach, i tak równo przez 2500 kilometrów. Nudy, prawda?

No to trochę przynudzę.
Najpierw byliśmy na Księżycu. To tam, gdzie żyją białe wrony. Dla wątpiących w amerykańskich naukowców - potwierdzam występowanie wody w tych rejonach.  Niestety, jest niezdatna do picia. Pod warstwą piachu i soli, ciągnące się kilometrami słone jezioro. W kilku miejscach wybija. Dobre spa dla zmęczonych nóg.

Przystanek pierwszy, na Księżycu

                                 





Gdy zachciało się nam połazić po piachu, wróciliśmy na ziemię. O pustyni Varzaneh mówi się, że kryje pod sobą miasto, które za swoje grzechy zostało pogrzebane w piasku. Jeszcze do niedawna lokalni będąc w strachu przed klątwą omijali te tereny. Od kilku lat, zachęceni zainteresowaniem turystów, a także zapachem pieniądza (którego moc okazała się silniejsza od klątwy), zaczęli organizować pierwsze wyprawy. 





Pustynia Lut. To tu satelity NASA przez kilka lat z rzędu odnotowywały najwyższą temperaturę na Ziemi. 70.7 C, bo tyle wynosił najbardziej ekstremalny pomiar, wskazywał jednak temperaturę przy powierzchni gruntu, podczas gdy temperatura powietrza była niższa. Uff, to można jechać.








Czekoladowe, z karmelową posypką. Chałwowe, stracitella, zabajone, bizantyńskie albo tradycyjnie, orzechowe-śmietankowe. A, niech będzie tiramisu, i cafe late!
Czy te góry nie są apetyczne?:)




Z drogi. Góry. Piach, sól i żwir.











Fatamorgana tym obszarom nie jest obca. Nie jest to bynajmniej wytwór wyobraźni spragnionego pielgrzyma, który po kilku dniach bez wody majacząc widzi w oddali skrzynkę zimnej pepsi. To zjawisko optyczne, powstające na skutek załamywania się pod różnymi kątami światła przy przechodzeniu przez kolejne warstwy powietrza różniące się gęstością (gęstość jest niższa przy ziemi, gdzie temperatura jest najwyższa, a wzrasta z wysokością). Tym sposobem widzimy statki kołyszące się na morzu, fale uderzające o brzeg, jeziora usiane wyspami, a co więcej, wszyscy widzimy to samo! A więc, czy pielgrzym wysuszony w malignie, czy pielgrzym rześki i wypoczęty, stojąc razem i patrząc w to samo miejsce, obaj zobaczą tę samą pepsi.

Góry i piach, choć przyjazne, szczególnie oczom, w ciągu dnia, nocą nie dadzą schronienia, bądź dadzą rzadko. Oazy, a także karawanseraj, czyli miejsca postoju dla podróżujących karawan, można gdzieniegdzie spotkać, lecz lepiej nie liczyć na to, że się je spotka (by się nie przeliczyć). Dziś te lepiej zachowane funkcjonują jako atrakcje turystyczne, a schronienie przed słońcem zapewniają jedynie panu kasującemu bilecik na wejściu.

Oazy i karawanseraj






Tak więc schronienia poszukujemy w miastach. I choć są takie, które zdecydowanie można wykreślić z planu podróży (Teheran), są też takie, o które zdecydowanie zahaczyć warto. Abyaneh to gliniana, stara jak świat wioska, na drodze z Teheranu do Isfahanu. Sławę zyskała tym, że gliniana i stara. No i jaka ładna!







Iran mógłby być zamożnym krajem. Ma ropę i ma gaz, cóż więcej trzeba? Katar, Brunei, Arabia Saudyjska, Emiraty Arabskie, mając podobny start, dziś leją kolejne złote fundamenty, a Iran? A Iran w rankingu PKB per capita daje się Białorusi. Cóż więc? Sankcje? Też, z pewnością. Lecz problemy Iranu zaczęły się wcześniej niż sankcje. Sięgają lat 70-tych, rządów ostatniego szacha, z ekstremum podczas islamskiej rewolucji. Są rezultatem nieudolnych rządów, lat korupcji, prześladowań, zagłady inteligencji a tworzeniu ludu ogłupiałego i posłusznego. Brzmi znajomo. A teraz? Teraz jest lepiej. Gospodarka się rozwija, zamożność rośnie. Nie trzeba uciekać z kraju by pójść na studia, łatwiej dostać się do lekarza. Ludzie są szczęśliwsi. Lecz na złote pałace trzeba jeszcze będzie poczekać. 

czwartek, 13 października 2016

Sezon na liście

Prognozy gdzie i kiedy trwa szczyt liściowego sezonu można znaleźć w oficjalnie publikowanych ku temu raportach. Duży obszar Japonii i jej spore południkowe rozciągniecie różnicuje klimat w obrębie kraju, dzięki czemu sezonem na jesienne liście można cieszyć się od września do grudnia. Rozpoczynając wycieczkę we wrześniu warto więc poruszać się z północy na południe, startując na Hokaiddo.

W przeciwieństwie do większości turystycznych miejsc, Japonii nie zwiedza się latem. Co prawda, wysunięta na południe Okinawa oferuje słoneczne kąpiele niemal przez cały rok, lecz to nie ona nabija statystyki przyciągniętych turystów.
Za to odpowiadają klony i wiśnie.
W przełożeniu na japoński, najbardziej atrakcyjnym czasem na wizytę jest wiosenna Sakura, sezon kwitnących wiśni, i jesienne Koyo, czas kolorowych liści.

Gdy zaczyna się Koyo, Japonia bierze urlop, wdziewa jesienne kimono i zgodnie z klimatycznym zegarem wyrusza na spacer. Japończycy tłumnie świętują jesienny festiwal kolorów.
A my z nimi.















Sacrum siedzi w lesie

Polowanie na liście to nie tylko forma aktywności fizycznej, dla Japończyków to również chwila kontemplacji, mająca odniesienie w buddyjskiej duchowości - gdyż przypomina, że życie jest ulotne. Kolejna religia głęboko zakorzeniona w japońskiej kulturze, Szintoizm, mówi z kolei, że bóstwa ujawniają się w siłach przyrody.  W drzewach, górach, morzu, w wietrze - kami, duchowe siły - żyją wszędzie.
Na japońskiej ziemi sacrum zaszyło się w lesie.
I tym sposobem niemal każda świątynia obwarowana jest grubym murem z drzew, które później, jesienią i wiosną, przyciągną rzesze wiernych i niewiernych.
A jest gdzie przyciągać! Świątynie, jak drogowskazy, mogłyby wskazywać drogę zagubionym w parku. Zen, shinto, pagoda - co kawałek wyłaniające się zza liści.
Jest takie miejsce, gdzie czasem zza świątyni wyłoni się kawałek nieba. To miejsce to Kioto. Świątyń w liczbie 1600. Jak psów.






















W poszukiwaniu dziwactw

Oferta turystyczna Japonii to jednak znacznie więcej niż 1600 świątyń:  
Pachinko, czarodziejki z księżyca, pokemony, ale też toalety z funkcją masażu, królicze kawiarnie, knajpy serwujące konserwy, to wszystko razem daje mocny argument, dla którego warto się tu wybrać.

Pracująca część społeczeństwa odbywa swoje wizyty w Pachinko zaraz po pracy. Salony mają być widoczne i mają być po drodze do domu - więc są na każdym rogu ulicy i nie trzeba ich długo szukać. O 21 Tokijskie metro pęka w szwach. Gracze wracają do domów. 
Wielopoziomowe salony gier, z psychodeliczną muzyką, z rzędami ciągnących się stanowisk, z pełnym wachlarzem klientów. Czterdziestoletni elegant w smokingu i nastolatka w stroju Sailor Moon ramię w ramię naparzają we współczesną wersję Mario. "Pachinko is a Japanese culture" widzę na jednym z mijanych bilboardów. 















Nowomoda na wirtualne kolekcjonowanie pokemonów nie zmniejsza popytu na wspomniany towar w wersji materialnej. Największy salon pokemonów w Tokio wciąż przyciąga wielu klientów szerokim asortymentem - czego nie ma w internecie, z pewnością znajdziecie tutaj! 
Po udanych zakupach można przemieścić się pokemon-busem do pokemon-cafe, gdzie siły przywróci nam pokemon-latte zagryzana pokemon-ciastkiem. Spragnionym większej dawki kalorii poleca się burgera - w oczywistej formie. Nam tym nie kończąc, pokemony mogą towarzyszyć nam w podróży samolotem, jeśli wybierzemy się w podróż Pokemon Jet'em, gdzie o nasz komfort i bezpieczeństwo będzie dbał pokemon crew. 
A gdy zapytasz japońskie dziecko, kim chciałoby zostać w przyszłości, odpowie najpewniej, że Bulbasaurem.







W czołówce najbardziej lubianych postaci animowanych od wielu lat utrzymuje się również Hello Kitty.




To nie koniec. Lista niestandardowych usług do nabycia w Japonii jest długa. Karmienie i głaskanie królików można zakupić w popularnych tu króliczych kawiarniach. Klienci mają do dyspozycji specjalnie przystosowane place zabaw, gdzie mogą spędzać czas z wybranymi przez siebie futrzakami. Napoje i królicze przekąski zwykle w cenie wejściówki. Ubogie menu Robot Restaurant wzbogaca spektakl z udziałem robotów, z kolei w Mr Kanso zjecie tylko zimne, i tylko z puszek. Nie minie dużo czasu, a w menu na warszawskim Zbawix'ie również pojawią się konserwy.

Era Hello Kitty i Pokemonów trwa i rodzi kolejne pokolenie Dużych Dzieci. Japończycy zdecydowanie nie chcą odejść od mleka, zagłuszając troski muzyką z pachinko, schowani w kolorowy świat mangi. Bezrobotna w Europie Socjologia na pewno miałaby tu sporo tematów do dyskusji, a Psychologia pełne ręce roboty.


SUUUMOOO

Walka trwa kilka sekund, zapowiadający ją ceremoniał - kilka minut. Z nogi na nogę, wymach, rzut solą, druga noga i w drugą stronę, i jeszcze raz, wszystko zgodnie z wielowiekową recepturą. Pojedynek wygrywa ten, który pierwszy zrzuci przeciwnika z ringu. Sumo to fascynująca dyscyplina, którą jednak najlepiej oglądać z dala od pierwszych rzędów.
Chociaż pozornie sumo przypomina rywalizację na kilogramy zjedzonego boczku, to w rzeczywistości wymaga od zawodników więcej niż konsumpcja owych 25000 kcal dziennie - gibkości, refleksu, i - właściwej przemiany materii. Mało kto potrafi zrobić szpagat. Wśród osobników osiągających 270 kg - jeszcze mniej. Nie jest łatwo być TAKIM tłuściochem!
Wbrew temu co się nasuwa, do średniej (150 kg żywej wagi) nie dochodzi się (szczęśliwie!) zapijając chipsy colą na kolację. Dieta zapaśników to głównie mięsiwa, ale również ryby, ryż, warzywa, tofu. Zdrowo, normalnie. Różnica tkwi w ilościach.
By zapewnić sobie odpowiednią ilość kalorii tuż przed walką, zawodnicy odwiedzają restauracje serwujące chanko nabe, typowe sumo-danie, przygotowywane zwykle przez emerytowanych zapaśników. Najwięcej tego typu restauracji można znaleźć w pobliżu organizowanych zawodów.
Wygimnastykowani, silni i odporni na ból. Za pokazanie emocji i reakcji na ból podczas walki zawodnikowi sumo grozi dyskwalifikacja. 





Zawód na wymarciu

Choć czynnie pracujących gejsz już prawie nie ma, w wielu miejscach, szczególnie w Kioto, spotkać można niedzielne gejsze - kobiety traktujące kimono jako strój odświętny.






O jedzeniu, o spaniu i o takich tam

Nie tylko sushi i nie tylko ramen - do japońskich restauracji w Europie dociera tylko część tego, co możemy spotkać w japońskiej restauracji w Japonii. Zdecydowanie ta lepsza część.
Na miejscu w doborze restauracji pomoże nam plastikowe menu. Teraz wiemy co zjemy, mimo, że czasem lepiej nie wi(e)dzieć..





Brak zastrzeżeń co do komfortu w toaletach. Grzeje, myje i masuje, bajka!



Przed japońskimi budowniczymi nie lada zadanie. Jak pomieścić 127 mln ludzi na terytorium niewiele przekraczającym powierzchnię Polski? Żeby zadanie utrudnić, 90% centralnej powierzchni kraju zajmują góry, przez co tereny zamieszkałe ograniczają się w dużej mierze do wąskiej linii nadbrzeżnej. Tu też znajdują się wszystkie większe miasta. W samej aglomeracji Tokio żyje 36 mln ludzi! 
To tak jakby wszystkich Polaków wrzucić na raz do Warszawy.
Optymalizacja powierzchni mieszkalnej jest tu wysoce rozwinięta, a słowo kompaktowy znane aż za dobrze. Okna, komfort i prywatność są w cenie, stąd często pozostaje zdecydować się na coś.. kompromisowego.





Bogata, zindustrializowana, nowoczesna.. a technologia podziemnych kabli - obca. Cóż, Azja z Azji nie wyjdzie.






Morał taki

Po pobycie w Japonii wiem jedno: 
Powszechnie uznawana normalność nie jest uniwersalna, ani oczywistość - oczywista. :)