wtorek, 19 listopada 2013

Naj-Dubaj



Pozwolę sobie jeszcze ten jeden raz wrócić do początków mojej dwumiesięcznej wyprawy. 

Mokrsko, 06.08.2013 22:(??) 
Cel pierwszy -ZEA, Dubaj. Przekopuję internet w poszukiwaniu wskazówek Wolno-Nie wolno. Już wiem, że:

NALEŻY
  • Zakrywać nogi i ramiona czymkolwiek dla świętego spokoju
  • I głowę też
  • Pięć razy sprawdzić na lotnisku, czy w bagażu podręcznym nie przybyło nam podejrzanego towaru
(Tak, taaak, to już wiemy)

NIE NALEŻY
  • Okazywać zdziwienia widząc spacerujących za rękę mężczyzn (znak dobrze ubitego interesu)
  • Spacerować za rękę z mężczyzną (kobiecie)
  • Zgłaszać gwałtu na policję
Wzbogacona o taką dawkę informacji, pełna optymizmu  (mimo, że kolumna MOŻNA już następnego dnia ma trafić do wytęsknionych luksusów), ruszam zbadać na własnej skórze, jak to z tymi Arabami naprawdę jest.

Dubaj, 07.08.2013, 23:30
Przyzwyczajona do bazowych, zaściankowych lotnisk Ryanaira czy Wizzaira, docelowe lotnisko samolotów Emirates w Dubaju oceniam jako.. duże.
*Duże: po złapaniu pasa do lądowania i spokojnym wyhamowaniu maszyny,  przez następne 30 minut objeżdżamy lotnisko, by następnie, mniej więcej w jego połowie, zaparkować (co daje w przybliżeniu  4-krotne okrążenie katowickich Pyrzowic)
Podążając z dwóch skrajnych końców terminala można spokojnie się zmachać, a przy tym zgubić.
Nic dziwnego, skoro Dubaj, ulokowany w pępku mapy świata, obsługuje zdecydowaną większość połączeń Ameryka-Azja Afryka-Europa, Azja-Europa. Już niedługo nikt nie przekroczy granicy kontynentów w ukryciu przed czujnym okiem arabskich szejków.

Opuszczając lotnisko z hinduskim taksówkarzem, dostaję, z pierwszej ręki, repetytorium z zasad zachowania w mieście. Zważywszy na porę dnia, za radą troskliwego kierowcy, i mając na uwadze spokojny sen mamy Małgosi, decyduję się omijać mniej  uczęszczane ulice i podążając tymi wciąż ruchliwymi, wtopić się w tłum świętujących rozpoczynające się właśnie Eid-al-Fitr (koniec Ramadanu). Poobwijana w długie rękawy, ale wciąż jeszcze niebieskooka, biała, i - na nieszczęście - kobieta, spacerując samotnie grubo po północy, co najmniej wyróżniam się z otoczenia. Męskiego otoczenia, otoczenia gęstego od białych galabij i ledwo wystających spod kefiji czarnych, przenikliwych oczu.
Te wałęsające się stada męskich peleryn, cieszące się końcem postu, odwiedzają wciąż otwarte, z racji święta, restauracje. Nachodzi mnie refleksja, że to najważniejsze w roku muzułmańskie święto publicznie świętują prawie sami   mężczyźni..
(Przystanek autobusowy)
 (Phi. Eksponaty? Skąd?)
Zwiedzanie w ciągu dnia, jednej, długiej, prostej ulicy, wzdłuż której biegnie jedna, długa linia metra (druga, krótsza, leci gdzieś w bok), to tak naprawdę cała atrakcja śpiącego na ropie miasta. Już na początku wyprawy łamię (nieświadomie!) jedną z zasad panujących w metrze. Do pierwszego wagonu tego bezobsługowego pociągu mogą wejść jedynie posiadacze biletu klasy Gold. Zanim po paru minutach dość wyrozumiały konduktor zdążył mnie wyprosić, ja zdążyłam   zrobić o, to tutaj:


Jak widać, w Dubaju pieniądze zaczyna się liczyć już na odległość.

Jeszcze trochę metra:

Jeśli jesteś w Emiratach Arabskich, albo w jakimkolwiek terenie okołozwrotnikowym, wybierasz się na spacer, i ktoś Ci mówi: weź czapkę, to WEŹ CZAPKĘ. Jeśli przy tym ten sam gość mówi, pij dużo wody, to PIJ DUŻO WODY.
Bo mądrze mówi.
Gdy temperatura na zewnątrz przekracza temperaturę ciała, należy chować się przed słońcem. Temperatura w Dubaju   prawie zawsze przekracza temperaturę ciała.
(Dubaj)




W ciągu jednej doby udaje mi się odwiedzić większość z tego, co miasto ma do zaoferowania liczącym pieniądze turystom, czyli prawie nic. I tak okrążam dwukrotnie NAJwiększy budynek świata - Burj Khalifa ( próbując bezskutecznie ująć go w obiektywie aparatu), wędruję do NAJwiększej, a na pewno NAJbardziej ekskluzywnej galerii - Dubai Mall, i stoję pod NAJdroższym hotelem ze złotymi klamkami. Pod koniec dnia, przytłoczona temperaturą, chodzeniem, a przede wszystkim wszystkim co NAJ, wsiadam do samolotu, gdzie po 8 godzinach, podchodząc do lądowania, daję się przywitać jak okiem sięgnącym slumsom Jakarty. Cóż, Azja Azji nierówna.
Tym właśnie sposobem zaczęłam moją podróż po Indonezji.