niedziela, 12 kwietnia 2015

Śnięta krowa z Bollywood

 
Ona ma zawsze zielone
Zabicie krowy w Indiach to koszt 10 lat więzienia. Zakaz ten jest niezwykle praktyczny: wołowiny jeść nie wolno, za to chodząca krowa to źródło nie tylko mleka, spożywanego w Indiach na dużą skalę - zastosowanie znajdują również "krowie placki", ich wysoka kaloryczność sprawia, że są świetnym materiałem na opał.
Pożyteczna, choć uciążliwa. Idąca środkiem ruchliwej ulicy w centrum miasta krowa jest nie lada utrapieniem, powodem wielu wypadków. Winnym jest kierowca - krowa ma zawsze zielone.
 
Zbierane, suszone, palone - odchody

Z ulicy 
Indie w Indiach to obraz ulicy. To sznury razem pełznących riksz, krów, ludzi, motorów, psów, słoni i samochodów, gdzie kierunkowskazy wyparły klaksony, klimatyzację - brak szyby, a ciężarówki - ludzki kręgosłup. Jeździ wszystko co ma co najmniej jedno koło, chodzi wszystko co ma co najmniej jedną nogę..

 









Inne oblicze biedy
Bieda w Polsce to gdy na wakacje nie stać, lodówka zieje pustką, bywa, że w domu nie ma łazienki. Bieda w Indiach nie siedzi w domu bez podłogi czy łazienki - ale wychodzi na ulicę. Nie siada w pojedynkę na co drugim skrzyżowaniu - ale wylewa się masowo zajmując każdy centymetr chodnika, każdą niezagospodarowaną przestrzeń. Gdzie siądzie, tam jej. Na ulicach załatwiane są więc wszystkie potrzeby fizjologiczne człowieka: jedzenie, wydalanie, spanie, rozmnażanie. I to rozmnażanie w tempie nie do oszacowania. Zliczenie populacji Hindusów to zadanie z podwójną gwiazdką.











Fryzjer, prawnik, krawiec
Ulica pełni nie tylko funkcję komunikacyjną czy mieszkalną. Tu obetniesz włosy, skrócisz sukienkę, a nawet skorzystasz z usług prawniczych.


Fryzjer
Prawnik
Szewc
Krawiec
 Praca od 2+

Pralnia uliczna (Dhobi Ghat - Mumbai)


Popyt goni podaż
Okazuje się, że problem milionów ton śmieci produkowanych przez miliony hindusów znajduje naturalne (częściowe) rozwiązanie. Dla jednego śmieć, dla drugiego - cenny produkt, który można przehandlować, którym wypełni się dziurę w ścianie (z innych śmieci), czy wreszcie - posili. Niczyje mogą być psy, krowy czy dzieci. Wysypiska śmieci są zawsze obstawione, są zawsze czyjeś.




Przesyt na potęgę
Jak dużo, to wszystkiego. Ludzi, śmieci, dzieci i kolorów :)
Skala kolorów bije po oczach swoją intensywnością. Europa w swoich szarościach może się schować do szafy. Intensywnie i odważnie - tak trzymać dziewczyny!



Oferta ubraniowa dla turystów jest szeroka: od jedwabi po kaszmiry przez bawełnę we wszystkich możliwych kolorach. Za niską ceną (choć dopiero po wytargowaniu) idzie też niska jakość. Rozprują się szybciej niż zdążysz je wrzucić do pralki.

Pojęcie umiaru nie jest znane również w kuchni. Jak czosnek to nie ząbek - a cała główka, jak imbir to nie skrawek - a cały korzeń. Do tego chili w ilości wystarczającej by zneutralizować działanie bakterii z nieznających detergentów garnków i łyżek. Po przełamaniu strachu można tylko mlaskać z rozkoszy!

 




Гоа
Spuścizna po portugalskim kolonializmie: chrześcijańskie kościoły, eleganckie domy. Zalatuje Europą. Na talerzach jakoś mniej ostro, na ulicach jakoś mniej brudno. Każdy dzieciak od małego uczy się angielskiego. No, i rosyjskiego.
Tegoroczny spadek rubla zestresował nie tylko Rosjan. Hindusi z Goa również musieli zacisnąć pasa. Rosjanie na Goa odpowiadają za 60% turystyki! 











Zawód - beach boy
Palmy, tanie drinki, przystojni chłopcy - tyle wystarczy by przyciągnąć rozrywkowe panie z zachodniej Europy. Zwykle po 50-tce, nierzadko zamężne, znajdują przyjemność u boku często nieletnich chłopców. Opłata za taką rozrywkę zależy od umiejętności negocjacyjnych: najwyżej ceniony jest europejski paszport (małżeństwo), część zadowala się zastrzykiem gotówki na założenie swojego biznesu, niektórym udaje się wynegocjować finansowanie studiów na europejskiej uczelni. Choć w mowie biegle władają językami obcymi, wielu z nich jest niepiśmiennych. Gdy jako mali chłopcy trafili na Goa by żyć z turystyki, sex-turystyki, na szkołę nie było już czasu.
Panie płacą chętnie, równie chętnie wychodzą za mąż. Głupich nie brakuje.

Jim Corbett Park
Na północny wschód od Delhi, u podnóży Himalajów, rozciąga się jeden z lepiej zachowanych rezerwatów tygrysów bengalskich. Mimo, że ich rodzina jest dość liczna (ponad 300 sztuk), żeby spotkać kotka trzeba mieć spore szczęście (albo pecha), zabukować jeepa z 2-miesięcznym wyprzedzeniem (ograniczona ilość zwiedzających), i wstać przed świtem. O bliskości tygrysa informują hałaśliwie małpy - ze szczytów drzew z łatwością lustrują całą okolicę.









Mogłabym dalej pisać: o marmurowych pałacach i fortach - dumie maharadżów z Radżastanu, o dworcach-sypialniach dla tych z najniższej kasty, o białych plażach Goa i o ciągnących się wzdłuż luksusowego lotniska w Bombaju slumsach. O milionach ludzi, których istnienia nikt nie odnotował, mimo, że jedzą, śpią i sikają od iluś lat, i o garstce ludzi, która z pomocą astrologów rządzi tym indyjskim zjawiskiem. O pieniądzach, które znikają w świątyniach, zamiast zasilać inwestycje budowy wodociągów, o kanalizacji, na którą czeka 600 mln hindusów, o dziewczynkach ginących bez wieści, i o nastolatkach marzących o przyszłości wprost z Bollywood.
A gdyby udało się to spisać - wydałabym książkę. :)